Żyjemy w świecie, gdzie książka ma zdecydowanie mniejsze znaczenie niż „dobry” film . Analfabetyzm współczesny szerzy się wszędzie. Współczesny „nie-czytacz” może spokojnie i bez większych problemów przejść przez życie a jego ułomność specjalnie w niczym nie będzie mu przeszkadzać. W końcu jest wśród swoich - takich jak on oglądaczy, komentatorów, słuchaczy …
Nie należę do tej grupy. I staram się, żeby moje dzieci też nawet nie wiedziały o jej istnieniu. Czytamy dużo, czytamy wspólnie, w samotności, na kanapie, w łazience , na tarasie… rano, późną nocą i w ciągu dnia urywając chwilę na powrót do świata, który właśnie nas zafascynował.
Nie zawsze jednak tak było. Moje dwujęzyczne dzieci czytają po polsku i angielsku . Wydawać by się mogło, że taka sytuacja ma same zalety…. no coż… jak to w życiu bywa… jedne rzeczy lubimy bardziej , inne mniej . Na wczesnych etapach ich życia czytałam im głównie ja , w większości po polsku … Czytanie po angielsku okazało się zmorą i „złem koniecznym” kiedy starsze dzieci miały czytać same. Do czasu … kiedy ich tata nie przytaszczył do domu pudła z książkami po angielsku … Z ponad 20 książek kilka z ich okazało się hitami iiiiiii….. dzieciaki załapały językowego bakcyla … Ta euforia trwa do dzisiejszego dnia - raz jest gorzej , raz lepiej … a od czego to zależy ? Jak zawsze - od tego, co aktualnie jest na czytelniczej tapecie…
Sami wiecie, jak nie -fascynowały nas niektóre lektury szkolne . Z całym szacunkiem dla ich autorów - nie miałam wypieków na twarzy czytając „Pana Tadeusza”, „Konopielkę" musiałam przemęczyć a czytanie „O psie , który jeździł koleją” z moją starszą trójką dzieci było dla mnie swoistą karą - milczącą, bo nie przyznałam im się do tego oczywiście tłumacząc cierpliwie wszystkie archaiczne zwroty, które bardzo utrudniały nam płynne czytanie i zagłębianie się w historię.
Po tym przydługim wstępie zmierzamy w końcu do meritum sprawy - nikt z nas nie lubi czytać czegoś, z czym - chociaż w najmniejszym kawałku - nie może się utożsamiać. Miłośnik piłki nożnej będzie miał odruch wymiotny , kiedy zmusi się go do czytania romansu, mięsożercę bawią książki o wegetariańskim odżywianiu … a dzieci? Na każdym etapie życia lubią inny rodzaj książek. Ale żeby w ogóle chciały czytać , trzeba podtykać im pod nos rożne książki, trzeba z nimi czytać , aż w końcu trafi się na tę PIERWSZĄ, która - będąc kamieniem milowym czytelnictwa naszego dziecka- sprawi, że jest po jakimś czasie wasza pociecha spyta , czy jest może druga część książki , którą właśnie skończyła czytać . Nie wiem jak u was - u mnie ten moment pierwszej czytelniczej samodzielności był super głośno celebrowany a jego zwieńczeniem było zawsze uszczuplenie zawartości mojego portfela i zakupienie kolejnej części tego dzieła, które wciągnęło moje dziecko bez reszty .
W dzisiejszym gąszczu nowości wydawniczych trudno jest natrafić na to COŚ. Często podtykam moim dzieciom rożne różności . Ze skutkiem rożnym …. :-) Tym razem jednak opowiem wam o książce , którą przeczytali wszyscy ( ja też ) . Zaiskrzyło u wszystkich moich dzieci - dlatego po przeczytaniu całości zgodziłam się zostać patronem tej książki. Całość utrzymana w klimacie „ Dziennika Cwaniaczka” , dla dzieci 7+ chociaż moim zdaniem to fajna lektura również dla młodszych dzieci ,którym czytają rodzice . Mój 14 latek też „połknął ją na raz” .
NIE ZE MNĄ TAKIE TERE-FERE
której autorem jest
JIM SMITH
Bartek Frajer ma najlepszego kumpla, chodzi do szkoły i ogólnie życie nie jest dla niego takie złe pomimo „odstającego” nazwiska . Do czasu … kiedy w szkole nie pojawia się nowy chłopak - Darek Derenowski , który swoim postępowaniem sprawia, że Bartkowi odechciewa się wszystkiego. Nowy wiecznie siorpie oranżadę z puszki, beka i uprzykrza naszemu bohaterowi życie na każdym kroku. A przynajmniej się stara. Ale nie takie tere-fere z Bartkiem! - żaden cwaniaczek mu nie podskoczy :-)
Duży druk, komiksowe rysunki na każdej stronie, kieszonkowe wydanie i ciekawy splot wydarzeń - wszystko to sprawi, że wasze dzieci z chęcią sięgną po tę książkę i przeczytają ją od dechy do dechy . Wróżę im spektakularny sukces :-)
Pamiętajcie - kropla drąży skałę. Niech pierwszą kropelką lub może i nawet siódmą stanie się „Nie ze mną takie TERE-FERE”
Bardzo wam ją polecam !
PREMIERA KSIĄŻKI 14 CZERWCA
Na Facebook'u POMYSŁOWA MAMA zaczynam już dziś konkurs w którym do zdobycia jest 4 egzemplarzy
Zapraszam !!!
Komentarze
Zostaw swój komentarz